Aktualności

Słowo na niedzielę

Jednym z ulubionych miejsc Pana Jezusa było jezioro Galilejskie. Jest ono pięknie położone, otoczone górami, ma około 20 km długości i 10 km szerokości. To tutaj Pan Jezus powołał pierwszych Apostołów, którymi byli rybacy galilejscy. Ewangelie opisują także nauczanie Jezusa z łodzi nad brzegiem jeziora. Tu też miało miejsce wydarzenie opisane w Ewangelii czytanej w dzisiejszą niedzielę. Pan  Jezus ucisza burzę na jeziorze Galilejskim. Podobne burze na tym jeziorze zdarzają się często, a wynika to z faktu, że jest ono położone około 200 m poniżej poziomu morza i otoczone wysokimi górami. Zimne powietrze z gór spotykając się z ciepłym powietrzem znad jeziora powoduje nagłe i gwałtowne wichury i burze. Zapewne taka sytuacja miała miejsce, gdy Jezus z uczniami przeprawiał się na drugi brzeg jeziora. Boski Nauczyciel, zmęczony całodziennym nauczaniem tłumów, zasnął w łodzi.  Burza musiała być bardzo duża, skoro uczniowie, wytrawni przecież rybacy, byli przerażeni. Obudzili Jezusa, jakby z wyrzutami, że śpi w takim momencie. Prosili Go o pomoc, bo wydawało im się, że za chwilę łódź zatonie i nic ich nie uratuje. Możemy tylko sobie wyobrazić, jak bardzo byli zdziwieni, gdy Pan Jezus w jednej chwili uciszył wiatr i uspokoił szalejące jezioro. Zadawali sobie nawzajem pytanie kim jest Ten, który potrafi rozkazywać siłom natury i panuje nad całym stworzeniem. A Pan Jezus wypomniał im brak wiary i zaufania do Boga.

To wydarzenie na jeziorze Galilejskim ma także znaczenie symboliczne.  Łódź z Jezusem i Apostołami to symbol Kościoła Świętego, który płynie do portu zbawienia już przez 2000 lat. Przez ten czas Kościół musiał pokonać wiele trudności. Możemy powiedzieć, że wiele burz chciało go zatopić, wiele huraganów dziejowych miało zamiar go zniszczyć. Wystarczy wspomnieć że z pierwszych 36 papieży aż 33 poniosło śmierć męczeńską, niektórzy z nich na wygnaniu. Wielu ludzi, a nawet całe systemy wypowiedziały wojnę kościołowi  ale nie zdołały go pokonać. Dlatego, że Kościół Święty to nie tylko ludzie zjednoczeni w wyznawaniu tej samej wiary, ale to przede wszystkim Jezus Chrystus, który go założył i płynie w jego łodzi przez cały czas. To nasz Zbawiciel jest kapitanem w łodzi Kościoła Świętego i dlatego na nic zdadzą się wysiłki przeciwników.

Łódź miotana falami podczas burzy na jeziorze Galilejskim to także inny symbol. To obraz naszego osobistego życia. Możemy powiedzieć, że każdy człowiek od urodzenia aż do końca swoich dni  płynie swoją własną łódką przez  jezioro życia, do portu wieczności.  Bywa, że płyniemy spokojnie, gdy w życiu wszystko układa się nam w miarę dobrze. Ale bardzo często, zwłaszcza w życiu dorosłym, trzeba stawić czoła różnego rodzaju problemom, kłopotom, trudnościom i niepowodzeniom. To są  owe wzburzone fale jeziora, które mogą przewrócić łódź i zatopić ją. Często wichry przeciwności spychają łódź naszego życia w niewłaściwą stronę, nadają jej zły kierunek, który sprawia, że nie dotrzemy do celu podróży. Czasem może się wydawać, że łódź naszego życia już tonie, że nic jej nie uratuje, bo nie mamy sił, mądrości, czy odwagi.  Czasem wołamy jak przerażeni Apostołowie: giniemy!

Ewangelia dziś czytana nie zostawia żadnych wątpliwości co do tego, kto nam może pomóc. Jeśli w łodzi naszego życia jest obecny Pan Jezus, to nie musimy się niczego obawiać. Nawet największa burza na jeziorze naszego życia, nawet największe problemy i kłopoty nie zdołają nas zatopić. Płyniemy z Jezusem od momentu przyjęcia Chrztu Świętego. On jest z nami. Przez  modlitwę i Komunię Świętą  umacniamy więź z Nim. Tylko On jedynie może nam pomóc, choć czasem może się wydawać, że On śpi, i że nasze problemy nic Go nie obchodzą. Wiemy jednak, że  to nieprawda. Gdy On jest w łodzi naszego życia to nigdy nie odmówi nam swojej  wszechpotężnej pomocy.

Pozostaje tylko jedno trudne, ale uzasadnione pytanie, które stawia nam  dziś czytana Ewangelia. Czy Jezus naprawdę jest w łodzi mojego życia? Czy nie wyrzuciłem go z serca i sumienia? Czy On ma miejsce w moim życiu, czy nie skazałem Go na wygnanie?

Każdy grzech ciężki, opowiedzenie się po stronie zła, lekceważenie Bożych przykazań, zaniedbywanie modlitwy i niedzielnej Mszy Świętej, do przecież nic innego, jak spychanie Pana Jezusa na margines życia, to wyrzucanie Jezusa z  serca, to wypraszanie Jezusa z naszej łodzi.  Gdyby tak się stało rzeczywiście, to byłoby z nami naprawdę źle. Każda fala trudności mogłaby przewrócić naszą łódź, każda życiowa burza mogłaby nas zatopić.

Kroniki marynarskie opowiadają, że na bezkresnym morzu wśród strasznej burzy znajdował się okręt pełen wyczerpanych i przerażonych pasażerów. Fale niemiłosiernie igrały z ich życiem, dlatego zaczęła ogarniać ich panika i rozpacz. Podczas gdy wszyscy tracili nadzieję i spokój, jeden chłopiec spokojnie sobie spał. Podróżni obudzili go i z wyrzutem wołali: jak możesz spać w takiej chwili, gdy grozi nam śmierć? A on odpowiedział: czemu miałbym się bać, skoro mój ojciec dowodzi statkiem? Był to syn kapitana okrętu. Miał bezgraniczne zaufanie do ojcowskiego doświadczenia i niczego się nie obawiał!

Kapitanem łodzi naszego życia może być Ojciec Niebieski, jeśli tylko tego chcemy.  

Dziś więc, zasłuchani z Boże Słowo, z wielkim zatroskaniem pragniemy zapytać samych siebie o to, czy rzeczywiście płynie z nami Jezus? Czy troszczymy się o miejsce dla Niego w łodzi naszego życia? Czy nieustannie pragniemy odnawiać przyjaźń z Jezusem?  

Dobry Jezu, bądź z nami zawsze! Nie pozwól, aby kiedykolwiek zabrakło miejsca dla Ciebie w łodzi naszego życia. Błogosław nam przez całą życiową podróż do Portu Wiecznego Zbawienia.