Słowo na niedzielę

   Trwać w Jezusie, czyli prosić o miłość

 Każdy człowiek chciałby być szczęśliwy, być kimś wielkim i wyjątkowym, robić dobre i piękne rzeczy, przejść przez życie godnie i radośnie. Każdy pragnie szczęścia i udanego życia. Tylko nie zawsze wiemy jak to szczęście osiągnąć, co trzeba robić, jak żyć. Często brakuje nam pomysłu na życie, nie wiemy co wybrać, komu zaufać, w którą stronę pójść. A dzisiejszy świat wcale nam tego nie ułatwia.

Jest wielu różnych ludzi, którzy chcą nas pouczać, którzy zapewniają, że wiedzą więcej niż my i mogą pomóc. Jest wielu różnych niby-naukowców, podpowiadaczy, którzy mają  niby dobre rady, ale najczęściej nie są one tak naprawdę dobre. Bardzo często jest tak, że śmiejemy się z  ludzi, którym jeszcze niedawno wydawało się, że są  mądrzy, a dziś z tej ich mądrości nie pozostało nic.

Tylko Pan Jezus ma słowa prawdziwej mądrości, która trwa przez wieki i zawsze jest aktualna. Tylko Jezusowe przykazania się nie starzeją i zawsze pokazują drogę do prawdziwej wielkości i szczęścia, do pięknego życia na ziemi, którego dopełnieniem będzie nagroda w Królestwie Niebieskim. Tylko Pan Jezus, nasz Mistrz i Nauczyciel, naprawdę wie, jak wygrać życie. Co więcej, On daje siłę i potrzebną pomoc, aby życie zakończyło się pełnym sukcesem i przyniosło wspaniałe owoce szczęścia, które się nigdy nie skończy.

Dziś w Ewangelii słyszymy Jego słowa: „Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity”. Dobry i obfity owoc pięknego życia, prawdziwego szczęścia i nagrody życia wiecznego mogą przynieść tylko tacy ludzie, którzy są zjednoczeni z Panem Jezusem, ludzie, którzy wprowadzają Ewangelię w swoje życie, a przyjaźń z Bogiem traktują jako największy skarb na ziemi.

Pan Jezus porównuje życie człowieka do winnego krzewu. Poucza, że jeśli latorośl nie trwa w winnym krzewie, nie czerpie życiowych soków z krzewu winnego, to uschnie i nie wyda żadnych owoców. Gałązka każdego drzewa, każda roślina, oderwana od pnia, od zasadniczej części, po prostu uschnie i nadaje się tylko na spalenie. Podobnie i człowiek, oddalony od Pana Jezusa, nie  ma przed sobą żadnej przyszłości. Tylko wtedy, gdy żyjemy blisko Pana Jezusa, gdy trwamy w łączności z Nim, gdy od Niego czerpiemy życiodajne soki, będziemy prawdziwie szczęśliwi. Już tu na ziemi, ale przede wszystkim w Królestwie Niebieskim.

Trwać w Jezusie to modlić się do Niego, poznawać Jego naukę i wprowadzać ją w codzienne życie. Trwać w Jezusie to karmić się Jego Ciałem w Komunii Świętej, pozwolić na to, aby On zamieszkał w naszym sercu, by Jego  miłość wypełniała nasze życie. Możemy nawet powiedzieć, że jeśli trwamy w Jezusie, jeśli tkwimy w Nim, to On przemienia nas w siebie, daje nam cząstkę swego bóstwa, czyni nas prawdziwie Bożymi dziećmi.

Trwanie w Jezusie to miłowanie Go i wprowadzanie w czyn Jego nauki. Oznacza też naśladowanie Go, czyli patrzenie na świat, na innych ludzi i na samego siebie, jakby Jego oczyma. Powinniśmy nieustannie pytać samych siebie, co na moim miejscu zrobiłby Pan Jezus, co by powiedział, jak postąpiłby w takiej czy innej sytuacji.

Trwać w Jezusie, to pozwolić, aby On żył w nas. Święty Paweł napisał w jednym ze swoich listów:  „Żyję już nie ja, ale żyje we Mnie Chrystus”. Tak bardzo pokochał Pana Jezusa, tak mocno mu zaufał, że tylko Chrystus był w   jego życiu naprawdę ważny i tylko On się liczył. Wszystko inne nie miało dla świętego Pawła, właściwie żadnego znaczenia. Swoją miłość i wierność do Jezusa przypieczętował męczeńską śmiercią. Podobnie mówił święty Jan Chrzciciel: „Potrzeba, aby On wzrastał, a ja się umniejszał”. Uczeń Pana Jezusa pragnie tak postępować, aby to Bóg był zawsze na pierwszym miejscu, a nie nasze ambicje.

Trwać w Jezusie, to  kochać ludzi, jak On. To bardzo trudne zadanie. Można powiedzieć, że jest to zadanie na całe życie. Bo takiej prawdziwej miłości  trzeba się uczyć od Niego i stale się o nią modlić.  Św. Jan, umiłowany uczeń Pana Jezusa, dziś zwraca się do nas słowami: „Nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą”. Nie mówienie o miłości, ale wprowadzanie jej w codzienne życie, jest prawdziwą sztuką. Jeden ze świętych mawiał: „Słów o miłości u nas,  jak ogromny ocean, ale czynów miłości – prawdziwa pustynia”. Święty Jan Vianney mówił, że do nieba mogą nas zaprowadzić nie piękne słowa, ale dobre czyny. 

Ks. Jan Twardowski natomiast, napisał na ten temat, taki krótki wiersz:

„Boże którego nie widzę

a kiedyś zobaczę

przychodzę bezrobotny

przystaję w ogonku

i proszę Cię o miłość jak o ciężką pracę”[1]

Miłość na wzór Pana Jezusa, to ciężka praca nad swoim charakterem, aby  nieustannie pokonywać swoje wady i swój egoizm. To ciężka praca nad rozwijaniem swoich zdolności i talentów, aby później nimi służyć z miłością innym ludziom. To ciężka praca uczenia się służenia innym i traktowania innych nie gorzej, niż samego siebie. Pan Jezus jest tu prawdziwym Mistrzem. On, naukę o największej miłości, która jest zdolna oddać za innych nawet swoje życie, udowodnił umierając na krzyżu.

Panie Jezu, z pokorą prosimy Cię, abyś nas nieustannie przemieniał swoją łaską i oczyszczał z grzechów, wad i słabości. Nie pozwól, abyśmy się  odłączyli od Ciebie, ale zawsze trwali w Tobie, przynosili obfite owoce miłości i dobrych uczynków, by zasłużyć na nagrodę wieczną.   

 

 

 

[1] Ks. Jan Twardowski, nadzieja, miłość, spisane pacierze, Białystok 2007, s.302